Jeszcze wczoraj wszystko idealnie się składało i do siebie pasowało. Walizka spakowana, dowód ważny, baterie naładowane- gotowość na wyjazd!
Jednak przygoda lubi płatać figle i wystawiać zdolności oraz nerwy podróżnika na próby.
Otóż okazało się, w trakcie mojej podróży już na lotnisko, że jednak odwołano mi lot z powodu strajku pracowników Lufthansy, którą miałam wybrać się do Porto. I co teraz?
Linie lotnicze i agenci skończyli już tego dnia pracę, na lotnisku nikogo już nie było. Lufthansa jednak przebukowała samodzielnie moją rezerwację na przesiadkę w Londynie. Brzmi całkiem dobrze, prawda? To w wielkim uproszczeniu przypomnę, że w 2020 roku Wielka Brytania opuściła Unię Europejską, co dla podróżujących oznacza konieczność posiadania ważnego paszportu. Jako, że mój pierwotny plan nie przewidywał takiej sytuacji, zwyczajnie w świecie go przy sobie nie miałam.
Przyjechałam na lotnisko o 4, dziś rano, by tę sytuację wyjaśnić. I na szczęście, udało się zmienić mi kolejny raz rezerwację na: Warszawa-Paryż-Porto na pokładzie Air France. Dobrze, że pojawiłam się tak wcześnie na lotnisku, to udało mi się "złapać" lot o 6 rano, ale i tak odprawę odbyłam w ostatniej chwili.
Oczywiście, samolot wyleciał z Warszawy z godzinnym opóźnieniem, ponieważ pogoda w Paryżu nie sprzyjała lotom. Obok mnie siedziała młoda mama, Rita, z Davidem (10 mies. synkiem), z którymi cały ten etap podróży rozmawiałam.
Moja przesiadka wynosiła około cztery godziny, ale nie pokusiłam się o wyjście na miasto, chyba sami Państwo wiecie dlaczego. Samo lotnisko jest ogromne, ma bardzo dużo wygodnych miejsc dla oczekujących, którzy mogą podładować baterie w telefonach czy laptopach oraz skorzystać z darmowego WiFi. A co do sklepów- biżuteria, perfumy oraz makaroniki.
Tym razem udało mi się mieć miejsce przy oknie więc przedstawię kącik widokowy. Co prawda Paryż żegnał mnie zimnym deszczem i kolejnym opóźnieniem to....
... pozwolił zerknąć jeszcze na siebie i daję słowo, że widziałam Wieżę Eiffla!....
... aż nastąpiły chmury oraz delikatne turbulencje. Ale! Już po chwili nerwowego oczekiwania:
Czyż nie warto było poświęcić te wszystkie emocje i stres dla takich pięknych widoków?
Nie, nie jest to obraz impresjonistów francuskich, ale mógłby nim być, prawda?
Czy to kometa? Nie! To inny samolot, który mknął po niebie niczym spadająca gwiazda!
A tu spełniają się marzenia: Ocean.
I w końcu, wyczekane Porto.
Bardzo proszę, drogie Porto, przyjmij mnie życzliwie.
Żegnam się z Państwem ostatnim ostatnim uroczym zdjęciem z lotu i do przeczytania za chwilę.
Anna
Chmurki rzucają cienie :)